…Idąc korytarzem dla pilotów barcelońskiego lotniska, nie miał już wątpliwości, że jest śledziony.

– Skąd mogli wiedzieć, że jestem w Europie? – zastanawiał się szukając punktu zaczepienia. – Czyżby na marne miał pójść mój wysiłek?
Analizę przerwał cichy trzask zamykanych drzwi odgradzających korytarz od głównego holu lotniska.

– Pilot, czy agent? – próbował zgadnąć znikając za kolejnym zakrętem.

Nacisnął klamkę pierwszych drzwi mijanych po drodze, ale te nie stanęły przed nim otworem. Po przeciwnej stronie także. Kroki za plecami, choć ciche, przyśpieszały. Pusty korytarz był dobrym miejscem do jego likwidacji on jednak nie miał zamiaru tego ułatwiać swojemu prześladowcy i skoczył do następnych drzwi usytuowanych z boku korytarza.

– Co jest?! – syknął zastając trzecie, zamknięte wejście do kolejnego pomieszczenia.
– Święta mają, czy co? – próbował uspokoić nerwy w komplikującej się sytuacji, jak miał w zwyczaju robić to na polu walki.

Przed sobą zobaczył kolejny zakręt, do którego miał z kilkanaście metrów i jak ocenił – wystarczająco blisko, aby zdążyć się schować zanim tamten zdąży go zobaczyć. Znikając za rogiem korytarzyka, rzucił okiem za siebie:

– Czysto. – stwierdził Max łapiąc oddech.

Chwila wyczekiwania pełnego napięcia w mgnieniu oka zmieniła jego ciało w maszynę i gdy blady cień był wystarczająco szeroki, wystawił błyskawicznie głowę. W ułamku sekundy jego oko zdążyło zarejestrować w mózgu ruch sylwetki składającej się do strzału. Wyrzut swego ciała na przeciwległą ścianę zamortyzował wyciągniętymi dłońmi, natomiast uderzając w nią barkiem, kosił już nogą dwie inne kończyny zaskoczonego osobnika pozbawiając go tym samym równowagi, a przez to zmuszając także do wyrzucenia przed siebie złożonych na rękojeści rąk. Padł stłumiony wystrzał, po którym kula trafiła w ścianę robiąc parocentymetrowy otwór w odpryskującym tynku, który musiał trafić tamtego w oczy, gdyż zaraz potem przysłonił je ręką.
Max, jako były komandos, potrafił dobrze wykorzystać ten traf i wstając, niczym lew skoczył tamtemu na plecy uderzają dłonią w jego kark. Głowa prześladowcy opadła bezwładnie. Sprawdził puls, który nie zanikł. Wtedy dopiero usłyszał hałas biegnących gdzieś za zakrętem ludzi. Nie miał zamiaru sprawdzać, co to za jedni. Dobiegł do końca krętego korytarzyka wpadając na drzwi z napisem „Wyjście”. Silne kopnięcie nogi w poprzeczną poręcz utorowało mu drogę na płytę lotniska, gdzie miał stać jego samolot.

( epizod na podstawie drugiej, nie opublikowanej powieści Mariana Nocoń ).