Poszedłem na lokalną imprezę szachową. Na miejscu dowiedziałem się, że będą rozgrywane metodą „każdy z każdym” w tzw. czasówce ( 5 min. ).

– Eechh – pomyślałem, bo nie lupię grać pod taka presją czasową. Potraktowałem to jako lekcję. A była tęgą, bo wciąż przegrywałem. Została ostatnia partia.
– No to przynajmniej wygram jedną honorowo. – postanowiłem.

Niestety i tą przegrałem.

Usiadłem obok ostatniego przeciwnika, aby trochę porozmawiać przed ogłoszeniem wyników i… wyszło, że piszę a rozmówca, że jest Wydawcą.

Zapomniałem o porażkach. Wspólny kontakt osłodził mi turniej 🙂