Miniona rocznica wyzwolenia obozu w Oświęcimiu, przypomniała mi własny fragmencik doznań z tego miejsca.
Zapewne pisząc wspomnienia Bohaterki, której fragment przeżyć także zahacza o ludobójstwo (fragment poświęcony rzezi na warszawskiej Woli) mam na to teraz bardziej wyczulone spojrzenie.
Otóż w wieku szkolnym, wiele lat temu, zwiedzaliśmy z klasą obóz zagłady w Auschwitz-Birkenau. Byłem tam wtedy po raz drugi.
Mając godzinę czasu do odjazdu pociągu pozostawiono nam swobodę i w tym czasie poszedłem wzdłuż toru w kierunku bramy obozowej.
Minąwszy ją oraz trzy ocalałe baraki poszedłem w głąb obserwując dziesiątki lichych fundamentów pozostałych po zniszczonych nadbudówkach.
Było cicho, ciepło-wiosennie.
Usiadłem na rogu jednego z nich i sięgnąłem po niewielką gałązkę, aby jak to chłopak, pogrzebać trochę w ziemi w nadziei na znalezieniu czegoś.
Kiedy koniec patyka ugrzązł na czymś twardym, podważyłem go. Wyskoczył, mały kamyk. Chcąc go obejrzeć z bliska, dostrzegłem zamiast niego fragment kości ledwie wystający nad powierzchnię ziemi.
Zerwałem się na równe nogi i z przerażeniem zobaczyłem, ile dzieli mnie drogi powrotnej, drogi być może usłanej szczątkami więźniów.
Stąpałem ostrożnie dochodząc do pierwszego ze stojących baraków. Potem już biegłem, aby jak najszybciej znaleźć się poza bramą. Dopiero tam obejrzałem się za siebie.
Marian A. Nocoń