Koniec wojny Czarna biel
Koniec wojny
w
„Czarnej bieli”

Kiedy przyjechałyśmy do Poznania na początku maja, zaskoczone zobaczyłyśmy, że miasto nie było w ogóle zniszczone, Funkcjonowało normalnym rytmem, jakby nie było tutaj wojny. Bez porównania lepsze warunki niż w Warszawie.

Parę dni zabrało mi załatwianie formalności z wpisaniem na listę studentów oraz uzyskaniem przydziału do akademika. Kilka dni później zaczęły wyć syreny, co wywołało u mnie natychmiast lęk przed nalotem. Zaczęłam nerwowo szukać schronu, ale jakoś bierność nie pomagała mi w dostrzeżeniu wejścia do najbliższego z nich. Po chwili ryk syren ustał i usłyszałam z głośników ogłoszenie końca wojny! Wreszcie! Wszyscy zaczęli krzyczeć z radości i podskakiwać, a ja wraz z nimi.

Pamiętny 9 maja. W tym dniu szłyśmy rozradowane i snułyśmy plany na ten wieczór, gdzie by tu uczcić zakończenie potańcówką, gdy tymczasem na naszej drodze stanął jakiś Rusek z groźną miną. Myślałyśmy, że to jakiś żart i zacznie zaraz się przed nami wygłupiać z tej radości, ale on zamiast tego pochylił w naszą stronę karabin z bagnetem i zaczął nas atakować coś krzycząc. Zbaraniałyśmy nieruchomiejąc przez moment zastanawiając się przy tym, co takiego właściwie przeskrobałyśmy. Dziki wyraz twarzy sojusznika był jednak nad wyraz niebezpieczny i nie miałyśmy zamiaru pytać go o szczegóły. Rozbiegłyśmy się w przeciwne uliczki poznańskiego osiedla. Biegłam, co sił wzdłuż murów budynków starając się ograniczyć Rosjaninowi pole strzału. Stracha miałam sporego, ale oglądnęłam się za siebie po przebiegnięciu sporego odcinka uliczki. Rusek stojąc na rozstaju uliczek patrzył w drugim kierunku z opuszczonym karabinem. Dotarłam do akademika, gdzie niedługo dotarła równie wystraszona jak ja Ewa. Rozpytując współlokatorki dowiedziałyśmy się, że najprawdopodobniej żołnierz wziął nas za Niemki i wkurzył się na nasz rozradowany przegraną widok.

Fragment z „Czarna biel. Wspomnienia”.