W czasach pandemii narasta u każdego z nas stres – wywołany między innymi koniecznością adaptacji, czy niepewnością jutra. Dlatego, bardziej lub mniej intensywnie, szukamy źródeł jego złagodzenia. Rozładowują go doraźnie pozytywne emocje. Uodparnia z kolei napływ stresujących informacji. Dlatego oglądamy kryminały, czy też chętniej sięgamy po thrillery. Zarówno filmowe, jak i książkowe.

Wczoraj dowiedziałem się od mojego Wydawcy, że przygotowany do druku thriller „Niezabliźniona nić” będzie miał objętość 400 stron. To 6 godzin i 40 minut lektury, która zapewne pozwoli czytelnikowi oderwać się od otaczającego świata. Przyniesie też, chyba że ktoś jest już mocno uodporniony horrorami, dawkę emocji. Główny bohater Victor Moss musi sobie poradzić w równie trudnych, jeśli nie trudniejszych chwilach i sytuacjach. Objętość sugeruje, że będziemy mieli wiele okazji, aby się o tym przekonać. Zarazem mogłem w niej zawrzeć sporo emocjonujących scen i zwrotów akcji. Moim zdaniem „lek” na stres, czyli książkę „Niezabliźniona nić”, wyróżnia się nie tylko okładką (rzecz gustu), nieszablonowym schematem i historią, ale też trzymającą do końca akcją.