Kiedy zacząłem pisać „Niezabliźnioną nić”, miejsce akcji miałem już zaplanowane od dawna. To historia sięgająca (ha, ha) wiele lat wstecz, kiedy to Polska wchodziła do Unii Europejskiej. Spędzając wówczas z Rodziną wakacyjny czas w Sandomierzu, lokalny przewodnik polecił nam zwiedzić w drodze powrotnej inny zamek. Stojący jakby na uboczu. Tak zrobiliśmy.
Trafiliśmy tam w środku tygodnia i to w niepogodę. Dzięki temu ruch turystyczny był mały i mogliśmy mieć ten „Mały Wawel” niemal dla siebie. Przewodnik poświęcił nam więcej czasu niż zwykle, a sami mogliśmy też pobyć w niektórych salach sami. Dzięki temu poczułem „ducha” tego zamku i sporo zapamiętałem.
Dlatego, kiedy wybierałem drogę swojemu bohaterowi Victorowi przez Polskę, właśnie tu skierowałem jego losy z Sandomierza. Dobrze pasował do mojego zamysłu, a także mogłem zarysować to ciekawe miejsce czytelnikom.
Prowadząc kroki wielu postaci w thrillerze „Niezabliźniona nić” po zamkowych obiektach i otaczającym parku, wielokrotnie wyobrażałem sobie te miejsca. Nie są one wprawdzie wierną kopią, ale niemalże.
Gdy ukończyłem powieść, postanowiłem na nowo wpleść się w to miejsce. Skonfrontować, to za dużo powiedziane, ale porównać sobie, na ile klimatycznie udało mi się przenieść rzeczywistość w literacką fikcję.
Dzięki Zarządowi i Pracownikom Fundacji Pro Arte Et Historia, mogłem znowu poczuć zamkowy klimat. Wprawdzie pracowałem tam z zespołem nad ujęciami filmowymi, ale miałem wystarczająco dużo czasu, aby się rozejrzeć i porozmawiać. Jednego tylko nie byłem pewien, a mianowicie podziemnego przejścia. Kamień z serca mi spadł, kiedy dowiedziałem się, że wciąż istnieje.
Po spędzeniu tego ciekawego czasu uznałem subiektywnie, że udało mi się połączyć oba te światy: ten literacki z rzeczywistym.
I podobnie, jak bohaterowie współczesnej powieści, także przebywający tu ludzie przez te czterysta lat istnienia zamku, przeżywali równie silne emocje. W ten sposób jeszcze większej siły nabrały wartości poznawcze tej książki. Podobnie, jak zawarta w niej historia, gdzie ta współczesna splata się niczym nicią z tą minioną, zdawałoby się zbyt odległą, aby z niej czerpać wiedzę na przyszłość.
A jednak!