Zapewne nie raz już to słyszeliście.

Pisząc teraz kolejną książkę o człowieku, który został wplątany w historię zmieniającą jego życie, zbierałem informacje na temat przemiany psychologicznej. I kolejny raz otrzymałem potwierdzenie, że w naszej pierwotnej naturze zmiany prawie nie występują.  Może dlatego historia naszej cywilizacji wciąż się powtarza. W uznanej przez internautów książce mojego autorstwa najlepszej książce roku „Czarna biel” jest inny tego dowód. To jej fragment:  

„…Ponieważ brat mojej matki posiadał majątek na granicy z ukraińską Besarabią, moja matka często wyjeżdżała tam na wakacje z nimi. Nie wiedząc, że jedzie tam ostatni raz, niedługo potem została zaskoczona tam wybuchem wojny. Sytuacja od razu się skomplikowała i to nie tylko dlatego, że zerwane zostały połączenia kolejowe z Cesarstwem Austrowęgierskim, ale również dlatego, iż będąc poddaną jego Cesarskiej Mości stała się automatycznie osobą wrogiego państwa, z którym Rosja toczyła akurat wojnę, co formalnie uniemożliwiało ich powrót z terytorium Cesarstwa Rosyjskiego. Te formalizmy stały się poważna barierą, aby móc wrócić z gromadką dzieci do osamotnionego męża w Lesku. Aby jednak pragnienie mogło się ziścić, musiała najpierw pojechać do Odessy. Tam mogła dopiero wyrobić stosowne papiery uzasadniając swą nietypową sytuację tym, że żaden szpieg nie brałby ze sobą trójki małych dzieci. Pokiwali głowami każąc czekać, ale matka okazała się stanowcza i zażądała od miejscowych władz wydania stosownego zezwolenia „od ręki” W końcu dostała zezwolenie na wyjazd do Wiednia. Towarzysząca jej niania, pomogła spakować się i otrzymawszy specjalny wagon dla siebie, dzieci i niani wraz z ogromnym zapasem prowiantu przygotowanym przez siebie, pojechali w drogę powrotną. Jak się okazało w praktyce miała rację, bo jedzenia ledwo starczyło na całą podróż, gdyż jechali przez kilka tygodni, nierzadko przesiadując w wagonie na bocznicach całymi dniami. Był on wielokrotnie przetaczany, gdyż zmieniający się front rosyjsko-austriacki zmieniał się często i nie tak łatwo było go przejechać. W końcu zaistniały sprzyjające okoliczności i niedraśnięci wojennym pazurem dojechali szczęśliwie do wiedeńskiego dworca. Na peronie Matka pozostawiła dzieci po opieką niani i poszła szukać punktu urzędu repatriacyjnego, ażeby otrzymać jakieś tymczasowe lokum. Tymczasem panie z „wyższych sfer” z Wiednia – pomagające komitetowi opiekuńczemu nad przesiedleńcami, zainteresowały się samotną służącą z gromadką dzieci i sporym bagażem stojącym na dworcu. – Co się stało? – zapytała jedna z nich. Po wyjaśnieniach niani, zaczekały na moją matkę i wówczas jedna z Austriaczek zaproponowała ugoszczenie ich we własnym domu…”.

  • Sam lubię czytać książki. Sięgając ostatnio po książkę „Mezopotamia”, mająca być źródłem smaczków tajemnicy starożytnych w pisanym przeze mnie thrillerze „Zatokowa dewiacja”, czego się dowiaduję?

Że na przestrzeni 3500 lat, pomiędzy Tygrysem a Eufratem, wojny były codziennością. To może przygnębiające, ale niesie też ze sobą przesłanie pokoju. Bo, pomimo prowadzonych wojen plemiona wówczas tam żyjące, stworzyły wynalazki służące nam do dzisiaj. W zwykłym, codziennym życiu podczas pokoju.