Przez całe swoje życie staram się jak mogę, by dotrzymywać danego słowa i wytrwać w jego realizacji. Myśląc o tym, tak też podszedłem do napisania ostatniej części trylogii. Na drodze do tego celu było wiele przeszkód i nie dziwie się, że wielu pisarzy poddaje się, pozostawiając czytelnika z niedosytem i niezaspokojoną ciekawością.

Zanim ukończyłem „Zatokową dewiację” musiałem… wpierw ją rozpocząć! To nie było proste, a sam start oznacza zdecydowanie więcej, aniżeli chwycenie za pióro i kartkę papieru. Na początku – zbieranie materiału. Ze względu na wątki historyczne, oparte o wydarzenia czasów starożytnych ruszenie z pracą nad trzecim tomem wymagało ode mnie zebrania ogromnej ilości informacji, a później – zweryfikowania ich. Przebiłem się przez niezliczoną ilość artykułów, kilka książek i kilkanaście filmów dokumentalnych. Tyle trzeba, by ten dreszczowiec, oprócz ujmujących elementów psychologicznych i konspiracyjnych stał się również wiarygodny.

Po zebraniu całej potrzebnej wiedzy siadłem do kartki i… Kolejne wyzwanie. Zaplanowałem napisać książkę, która nie tylko jest kontynuacją dwóch poprzednich tomów, lecz również stanowi pozycję po którą można sięgnąć bez konieczności przeczytania poprzednich. To dołożyło mi kilka kolejnych punktów na skali trudności pisarskiego zadania. Tak więc usiadłem do pracy, którą wielokrotnie przerywałem, szlifując końcówki wątków z trzech napisanych tomów, kończąc fabułę trylogii. 

Ostatnie strony pisanej powieści pisałem z przestrogą mając ją z tyłu głowy – koniec nie może być rozczarowujący. Wchodząc w wyobraźnię i doświadczenie czytelnika zdałem sobie sprawę, że każdy angażując się w dobrą historię, chce poznawać ją dalej i dalej, wiedząc też podświadomie, że ta musi się kiedyś skończyć. Dlatego też obowiązkiem pisarza jest pozostawić czytelnika usatysfakcjonowanego przedstawioną historią, szczególnie jej zakończeniem. Wielokrotnie zastanawiałem się, czy ostatnia scena wypadnie harmonijnie z całością historii.

Nie uciąłem opowieści, nie śpieszyłem się przesadnie do końca. Zadbałem, by pozostawić czytającego w zadumie i refleksji. Czy to się mi udało?

Może dowiem się tego od Ciebie, gdy odłożysz ją po przeczytaniu ostatniego słowa? 🙂

Jestem przekonany, że warto było na nią poczekać tych kilka lat. Proces tworzenia jest zamknięty. Teraz czas na chętnego wydawcy i dobrych dystrybutorów, a szczególnie – od Ciebie, mój drogi Czytelniku. Czy dasz jej szansę, aby historia notesu zagościła być może niebawem w Twoim życiu?