Kiedyś, podczas debiutanckiego spotkania autorskiego, który prowadziła znana pisarka, zapytała mnie ona, czy próbowałem kiedyś też swych sił w pisaniu kryminałów?

Przypomniałem sobie wtedy pierwszy utwór, który napisałem w wieku szesnastu lat na urodziny mojej cioci, która uwielbiała właśnie kryminały. Otrzymałem wówczas ważną dla mnie lekcję. Po przeczytaniu poprosiła mnie bowiem o tytuł książki, z której według niej przepisałem tekst, gdyż  zapałała chęcią do jej zakupu. 

Może to wtedy zdecydowało się przewrotnie, że pójdę inną drogą gatunkową.

Wracając do postawionego mi pytania, po krótkim zastanowieniu odparłem, że lepiej się czuję w pisaniu dreszczowców.  

To gatunek oparty silnie na emocjach, które są mi bliższe od dochodzeniowej narracji. Może także dlatego, że sprawia mi frajdę budowanie suspensu, gdzie czytelnik powinien z niecierpliwością przerzucać kolejne karty. Samemu lubię to pragnienie zaspokojenia ciekawości na kolejnej stronie czytanej książki. Może też dlatego, że przeżyłem wiele nieprawdopodobnych chwil, z których niektóre wykorzystuję w opisywanych akcjach. Także sprzyja temu ciekawość życia budząca bogatą wyobraźnię. Fascynuje mnie wciąż świat ze swoimi tajemnicami i człowiek, który je zgłębia lub zwyczajnie doświadcza.

Świat, który thrillerem próbuję przedstawić, jest światem niepewności. Zagrożenia są szerokie, a wprowadzanie czytelnika w stan niepokoju które thriller opisuje z intensywnością doświadczeń, jakie przeżywa czytający, wciąga go i oswaja z niestabilnością życia. Lubię stwarzać pokusę, w której zapoznający się z treścią mojej książki, natrafi na fragment, gdzie może razem z bohaterem przekroczyć punkt, z którego nie ma już powrotu. Wtedy jej już nie odłoży.