Wczorajszy, sobotni dzień, był dla mnie udany.
Trafiając w odludne miejsce na łonie natury mieliśmy się tylko pławić w kapieli słonecznej. Jednak warkot silników wywabił mnie na kamienisty teren byłych kamiełomowów, gdzie liczni zawodnicy pokonywali z mozołem na swych motocyklach, wyznaczone odcinki pucharu krosowego kraju.
Zdjęcia robiłem, aż do rozładowania baterii.
Niewyczerpany wracałem przez rozgrzaną łąkę pełną traw, ziół i kwiatów. Żar płynący z nieba osłodziły mi czarne jerzyny.
Dotarłem do Małżonki i w cieniu dużego krzewu napisałem mikroopowiadanie o chłodnej toni oceanu.
Po południu fragment przedwojennych wspomnień pewnej seniorki, a wieczorem przepisałem kawałek najnowszej powieści.
Uff, jak gorąco (31 stopni, 19 lipiec 2014).