W końcu, po paru dniach walk z dziwnymi przeciwnościami, udało się nam skutecznie umieścić okładkę thrillera na stronie. Wcześniej, jak tylko zostawała umieszczona na publicznym widoku, to od razu znikała. Okoliczności analizował informatyk, który szukał skutecznego rozwiązania.

Ale wróćmy do samej okładki. Jak Ci się ona podoba?

Jej powstanie było błyskawiczne. Kiedy miałem, zaraz po otrzymaniu, otworzyć plik z projektem, poczułem dreszcz emocji.

Gdy ją ujrzałem, poczułem ulgę. Omiotłem wzrokiem obraz, a potem wgłębiłem się w jego szczegóły. Po raz pierwszy nie miałem zasadniczych uwag od pierwszego wejrzenia. Pokazałem ją domownikom. Byliśmy zgodni, co do trafność wyglądu z treścią. Spodobała mi się.

A Tobie?

Była do tego stopnia harmonijna, że każda próba wzbogacenia jej oblicza przez Grafika o jakiś dodatkowy element, psuły pierwotny efekt.

Ktoś, kto zna okładkę z „Artefakt umysłu”, może pomyśli, że nie ma w tym nic zaskakującego.

I się nie myli. Czytelnik może łatwo spostrzec, że „Niezabliźniona nić” należy do tej samej rodziny.  

Po drobnych korektach, niczym puder na twarzy ładnej kobiety, nabrała smaczku.

Mój najnowszy thriller otrzymał swoje lico. Oblicze skrywające wnętrze, ale jednocześnie je trochę zdradzające.

Takie puszczenie oczka na czytelnicze spojrzenie. Czy zaprosisz ją do siebie?