Myślałem, że moja praca nad ostateczną redakcją tekstu książki, będąca pełna emocji i obaw przed spóźnieniem, nie powtórzy się.

Tak było przy wydawaniu „Czarnej bieli”, kiedy to musiałem przerwać prace nad „Artefaktem umysłu” i pilnie zająć się jej redakcją autorską w pierwszej kolejności. Wtedy, sędziwa bohaterka wspomnień, poważnie się rozchorowała. Tak poważnie, że lekarze ocenili jej długość życia w miesiącach. Wówczas zmobilizowałem się i stanąłem na głowie, aby pani Irena mogła otrzymać pierwszy jej egzemplarz na swoje zbliżające się tym czasie urodziny. Urosło to we mnie do rangi symbolicznej. Bardzo chciałem, aby zobaczyła plon naszych wieloletnich spotkań.  Wszystkie inne moje prace odłożyłem i przez parę miesięcy żyłem powstawaniem tej książki.

Gdy zobaczyłem Jej wzruszenie wręczając egzemplarz, miałem dużą satysfakcję. Od razu zapomniałem o stresach, jakie przechodziłem przygotowując ostateczną treść. Tak się szczęśliwie zbiegło, że Pani Irena wydobrzała i do tej pory cieszy się życiem. Jednak wtedy był to czas nadzwyczajny.

Dzisiaj znowu znalazłem się wyjątkowych okolicznościach. Tym razem stworzył ją koronawirus. Jego pandemia sprawiła, że ponownie znalazłem się w takiej sytuacji. Ścigam się kolejny raz z czasem wierząc, że choroba nie przeszkodzi w wydaniu „Niezabliźnionej nici”. I tak już inny czynnik losowy odcisnął swoje piętno poślizgu w pracach nad ukończeniem materiału. Muszę, więc to nadrabiać i ogromnie się śpieszyć. Bo setki przepracowanych godzin mogą zastygnąć. Tuż przed finałem. A chciałbym zdążyć dostarczyć ją wraz z rozrywką, jaką może dostarczyć Czytelnikom. Szczególnie w tym niezwykłym czasie, kiedy muszą tkwić w swych domowych twierdzach.    

Zatem trzymajcie kciuki, aby się to mi udało.