Do zamku w Baranowie Sandomierskim postanowiłem się wybrać tuż przed premierą książki „Niezabliźnionej nici”.

Dla niewtajemniczonych wyjaśniam, że właśnie tam biegnie (w dużej mierze) akcja tej powieści.

Z pragmatyzmu i ciekawości. Po wielu latach chciałem skonfrontować swoje wyobrażenia z rzeczywistością.

Zebrałem ekipę realizacyjną, dla zmontowania premierowego zwiastuna i pojechaliśmy tam. Przybyliśmy tuż przed otwarciem. Zostaliśmy gościnnie przyjęci i obdarzeni zaufaniem. Można by rzec, zamek został oddany do naszej dyspozycji. Swoboda poruszania się i uzyskiwania pomocy, pozwoliła nam na kształtowanie scen według wizji reżyserki.

Pochmurna aura przypomniała mi podobną pogodę, towarzyszącą przy pierwszej wizycie. Nie zrażało to liczne grupki zwiedzających. Sporadycznie biorących mnie za przewodnika. Zwłaszcza, kiedy siedziałem sam w Sali Portretowej. Tam też umieściliśmy swoje miejsce pobytu. Jej nazwa (dawna Tronowa), wzięła się od wielkich portretów Wielkich minionej Rzeczpospolitej, z królem Batorym na czele.

Tutaj też odbywały się narady polskiego zespołu, do którego dołączył główny bohater powieści – Moss.

Choć wystrój pomieszczenia jest równie piękny, jak pozostałych renesansowego zamku, to jednak nie dotyczyły ludzi, którzy uczestniczyli tutaj w powieści na naradach. Intrygi, emocje i namiętności dzielił strach.

Nie wdając się w szczegóły, siedząc samemu przy stole posiedzeń, rozglądałem się po Sali. Ponieważ ekipa rozpierzchła się po planach filmowych zamku, przypominałem sobie ponownie zapisane sceny.

Mogły one żywo przypominać te, które towarzyszyły uczestnikom obrad programu „Manhattan”. Te silne emocje ludzi, towarzyszące świadomości o ogromnej odpowiedzialności za skutki swych decyzji.

Podobnie jak tutaj, setki lat temu. I choć czasy i sprawy inne, to ludzka natura niewiele się nie zmienia.

Oczyma wyobraźni słyszałem te podniesione głosy, gorące dyskusje, stanowcze przemówienia i ciche szemrania. Przerywane od czasu do czasu skrzypieniem lub trzaskiem pary drzwi. Jednych od strony krużganka, drugich od Galerii Tylmanowskiej, skąd wchodzono po kuluarowych konsultacjach.

Skrzyżowałem losy różnych historii. I wiesz co? Wcale się ze sobą nie kłóciły. Wszak historia się kołem toczy.