Kilka słów o swej pracy pisarskiej.

Metoda 8 sekwencji, krótkotrwałe wzorce zachowania i Dilmun, to przykład znaczeń spajających moją pracę nad nową powieścią pt. „Zatokowa dewiacja”.

Lakonicznie, to metoda ustawienia konstrukcji historii. Została ona przeniesiona swego czasu do literatury ze sztuki filmowej i może dlatego przypadła mi do gustu, bo jak twierdzą Czytelnicy – piszę obrazowo.

Na marginesie, moją debiutancką powieść rozpatrywano pod katem zekranizowania w Hollywood. Wracając do tej metody, zgodnie z nią główny bohater Victor Moss ma do osiągnięcia cel. Desperacko do niego dąży, ale zdobycie go jest bardzo trudne. I tego możesz być pewny sięgając po ten tytuł w drugiej połowie roku.  

Z kolei o wzorcach zachowania zwykle mamy jakieś wyobrażenie i swoje doświadczenia.

Aby bohater nie był dla Ciebie tylko papierowy, powinien zachowywać się zgodnie z którymś z takich wzorców, a najlepiej wielu. W ich ramach jest paleta sześciu nakazów: zanim, potem, nigdy, zawsze, prawie i otwarte zakończenie. Nie wchodząc w szczegóły, na co dzień wykorzystujemy je przemiennie, w zależności od naszych przeżyć. Dokładam do tego pięć barwnych sterowników psychologicznych takich jak.: bądź doskonały, silny, staraj się, sprawiaj przyjemność innym, śpiesz się. I kształtuję nimi swojego głównego bohatera w konkretnych sytuacjach. Formami wyrazu są opisy: tonu głosu, gestów, postaw i mimiki.

Na koniec słowo Dilmun. To z kolei starożytne miasto Zatoki Perskiej – ważne handlowo. W mitologii sumeryjskiej było też siedzibą nieśmiertelnych.

Poznając to wszystko wykorzystuję w swym warsztacie pisarskim, aby zaciekawić czytającego, coś przekazać i dostarczyć garść wiedzy. Samemu przy tym korzystając. Bo ubogacam się z każdą napisaną książką. Z każdą historią staram się tworzyć wartościową treść, która wymaga zebrania sporej ilości materiału.

Nie przeszkadza mi, że to wszystko dla współczesnego thrillera, a nie powieści historycznej. Wkładam być może więcej, aniżeli bym musiał. Chcę jednak, aby czytający wyniósł z powieści nie tylko emocje, ale także wiedzę w przygodowej akcji. Dla ilustracji, jak to spoiłem próbka tekstu, nad którym dzisiaj pracowałem.

„- Patrz, gdzie lecimy, bo zabłądzisz – Viktor skomentował podejrzliwe spojrzenie kapitana i dodał tym razem konkretnie. – Lecę na zwiad dla polskiej ekspedycji na Bliskim Wschodzie.  Szukam niesprecyzowanego jeszcze miejsca, w którym jak głosi legenda, czas się zatrzymał. Jak przypuszczają eksperci, może to być mitologicznym miastem Dilmun z sumeryjskiej opowieści. Ponoć jest tam coś… – przerwał sprawdzając zainteresowanie słuchacza – co przypomina swoiste źródło nieśmiertelności. Jakąś taką technologię, czy też źródło wiedzy.

Moss mówił to, jakby nie tylko oczekiwał opinii słuchacza, ale też jakby chciał uzyskać jego zrozumienie.  

– Dzięki temu, jak mówią moi polscy zleceniodawcy, mamy uzyskać przewagę nad innymi służbami specjalnymi.

– Niech mnie … – zareagował kapitan. – Co ty bierzesz chłopie? Jesteś pod wpływem narkotyków?

– Nie, oksytocyny – rozkręcał się Moss. 

Pilot zmarszczył brwi i podrapał po głowie.

– Narkotyki wypełniają dziurę pustką – oznajmił poważnie.

Viktor roześmiał się z lekka kpiąco.

– To nie narkotyki, a hormon miłości – wyjaśnił Moss poważniejąc na widok nierozumiejącego sensu pilota. – Tak sobie żartowałem – ukrył swe osobiste emocje.

Kapitan uśmiechnął się kwaśno z niedowierzaniem. Uciekł wzrokiem przez przednią szybę awionetki, wypatrując nagle czegoś intrygującego. Nie odezwał się koncentrując pozornie na pilotażu. Jego lewa ręka, osłonięta ciałem, powędrowała w kierunku bocznego schowka. Moss, podniósł rękę demonstrując możliwość siłowego rozwiązania dostrzeżonego  zamiaru Polaka. Zauważył już wcześniej, że kapitan nie należy do mięczaków i prędzej, czy później, będzie próbował podobnych sztuczek.

„Niech to diabli”, pomyślał o swym fiasku przeciągnięcia polskiego pilota na swoją stronę.

Ręka kapitana powoli wracała na wolant. Kiedy jego palce dosięgły kierownicy, pięść Victora nagle otworzyła się, jakby była przygotowana wręcz do przyjacielskiego gestu. Moss kiwnął wtedy akceptująco głową i opuścił rękę. Chrząknął przy tym lekko, pochylając się w stronę kapitana. Przytłumionym głosem odezwał się do patrzącego wciąż przed siebie pilota:  

–  Gdy zostałem przypadkowo wplątany w tę całą historię, wydała mi się ona bzdurą. –wyczuwał zakłopotanie kapitana. – Kiedy jednak inni zaczęli ginąć tylko dlatego, że chcieli bliżej poznać tę historię, a ja z jej powodu przeżyłem więcej zamachów, aniżeli ataków na irackiej wojnie, to zacząłem wierzyć że jest w tym drugie dno. Że kryje się za tym grubsza sprawa.

Pilot nie reagował, choć był tak naprawdę gotów boleśnie zareagować. – Poznając więcej szczegółów, – kontynuował Moss – doszedłem do wniosku, że może to mieć wpływ na obecną sytuację nas wszystkich.

Wtedy kapitan spojrzał na niego pytającym wzrokiem.

– Długo by tłumaczyć, – zareagował Victor odsuwając się od pilotującego – jednak wiedz, że w jakimś sensie potwierdzili te przypuszczenia zarówno moi sojusznicy, jak i przeciwnicy.  

Druga dłoń pilota również powróciła na wolant. Moss opuścił swoją na nogę i parokrotnie poruszył palcami, jak po klawiaturze.

–  Dilmun powiedziałeś? – przerwał milczenie Polak.

-Tak, a coś ci to mówi? – Victor podjął szybko wątek ożywając.

– Powiedziałeś też coś o polskiej misji, jeśli dobrze zrozumiałem? – dopytywał spokojnie kapitan

– Cieszę się, że mnie uważnie słuchałeś – splótł dłonie Moss.

– Czy czasem nie wybierasz się do Kuwejtu? – wydedukował Polak.

– Jak się tego domyśliłeś? – podchwycił Amerykanin.

– Wiozłem nie tak dawno pewnego profesora z Uniwersytetu Warszawskiego, który jako archeolog Kuwejcko-Polskiej Misji Archeologicznej, prowadzi tam wykopaliska.

Oczy Mossa wyraziły zdziwienie, które zatuszował szelmowskim uśmiechem.

– Jaki mały jest ten świat– Moss wykorzystał wyświechtane powiedzonko.

Kapitan rozluźnił się i po raz pierwszy uśmiechnął.

–  Tak tam źle, że potrzebują teraz takiego eksperta jak ty? Wojskowego?

Wiktor spuścił oczy chowając swe myśli.

– Znasz się na ludziach i jak widzę potrafisz szybko dedukować – przetarł końcówkę nosa. – Cóż, i tam i tu jest źle. Gdyby było inaczej, to leciałbym teraz klasą biznesową. Wiesz, jak to jest.

Ugryzł się w język i zawiesił głos. Kiedy wypowiedział ostatnie zdanie, zdał sobie sprawę, że nie o to chodziło Polakowi. Poczuł ciepło na policzkach.

Musiał teraz wymyślić jakąś odpowiedź na wypadek, gdyby Polak spytał go też o więcej szczegółów. Chociażby godzinę wylotu z Warszawy. Paplanina wymagała od niego kolejnego kłamstwa. Czekając więc na reakcję kapitana, przetarł kciukiem zwilgotniałą skórę i spojrzał na zegarek„[I1]


 [I1]Koniec udostępnionego fragmentu.